Pożegnanie Liverpoolu

W cyklu Pieśni ludzi morza, chcę wytłumaczyć wszystkim z głebokiego interioru, o co tak naprawdę chodzi w pieśniach morskich i o czym tak naprawdę niektóre z nich opowiadają. Dziś na pierwszy ogień wrzucam popularną pieśń: Pożegnanie Liverpoolu.


Pożegnanie Liverpoolu to piosenka znana chyba wszystkim. Łatwiej chyba byłoby wymienić kto jej nie śpiewał, niż tych, którzy ją śpiewają. Dość powiedzieć, że w swoim repertuarze miały ją Stare Dzwony, Cztery Refy, Mechanicy Shanty, Romek Roczeń ale też The Dubliners, The Pogues a nawet Bob Dylan i Męski Chór Szantowy “Zawisza Czarny”.

O czym jest piosenka? Podmiot liryczny jest marynarzem, który właśnie zaciągnął się na kliper kursujący z rodzinnego Liverpool gdzieś do Kalifornii i właśnie zaraz wypływa w rejs, a więc żegna się ze swoją dziewczyną. To klasyczny temat pieśni żeglarskich. Gdy zbada się treści śpiewane na dawnych żaglowcach, to okazuje się, że mało która piosenka opowiadała o masztach, żaglach, rejsach, sztormach – czyli o tym o czym my dziś chętnie śpiewamy –  a prawie wszystkie są o miłości, dziewczynach, i alkoholu. O tym co z nimi robiliśmy jeszcze na lądzie (z dziewczynami lub alkoholem) lub co z nimi zrobimy jak wrócimy na ląd. Jednym słowem, śpiewano o tym, czego brakowało (dziewczyny i alkohol) a nie o tym, czego było w nadmiarze dookoła (morze, żagle, sztormy).

Wróćmy jednak do naszej pieśni. Nasz marynarz, informuje nas, że zaciągnął się na herbaciany kliper. No i jesteśmy u celu. Bo właśnie kliprom chciałbym poświęcić dzisiejszą gawędę. Klipry powstały w połowie XIX wieku w odpowiedzi na zapotrzebowanie na statki szybkie, mogące jak najszybciej przewieźć ładunek. Panowały na morzach krótko, może ze 40 lat, ale pozostawiły po sobie piękną legendę. Były szczytowym osiągnięciem w budownictwie statków żaglowych, były również ostatnią grupą żaglowców powstałych w okresie przewagi statków żaglowych na morzach i oceanach. Wyparły je już parowce. Wprawdzie po kliprach, pojawiły się jeszcze na krótko windjammery, ale zastosowanie na ich stalowych kadłubach parowych i elektrycznych wid spowodowało, że uznano je już za łabędzi śpiew przemijającej epoki wielkich żaglowców.

Kliper, przeważnie zapamiętany jest jako trójmasztowa fregata, ze smukłym niskim pokładem i długą, wychyloną dziobnicą. Zwykle miewał 7 pięter żagli, których powierzchnię powiększano za pomocą wytyków. Ale klipry były też taklowane jako szkunery czy brygi. Bo kliper, to nie typ statku czy ożaglowania, tylko raczej nazwa nadana ze względu na przeznaczenie. Był to w owym czasie, każdy szybki (od clip – prędkość, pędzić) statek.

Klipry kojarzymy z herbacianym szlakiem z Sznaghaju do Londynu. Bo rzeczywiście tam zdobyły największą sławę, transportując herbatę do Anglii, w której panowała moda na ten napój a co za tym idzie olbrzymie zapotrzebowanie. Legendą owiane są słynne herbaciane regaty. Kapitan, który pierwszy przywiózł świeżo zebrane liście herbaty do Anglii, mógł liczyć na najlepszą cenę sprzedaży oraz na premię. Najsłynniejsze regaty odbyły się w 1866 roku, kiedy na metę w Londynie wpłynęły niemal jednocześnie “Taeping” i „Ariel” . Różniło je tylko 28 minut, a więc śmiało można powiedzieć, że na kilku tysiącach mil liczyła się każda minuta. Obaj kapitanowie uzgodnili, że był remis i podzielili się sprawiedliwie premią. Pozostałe trzy statki biorące udział w wyścigu wpłynęły w ciągu kolejnych trzech dni. Wpłynięcie do Londynu 5 statków z herbatą spowodowało zalanie rynku i w konsekwencji spadek ceny herbaty. W związku z tym, od 1866 roku zaprzestano wypłacać premię za zwycięstwo. Niemniej jednak nadal, ten który pierwszy przywiózł po zbiorach herbatę mógł liczyć na najlepszą cenę. Przez to statki pływały szybko, na granicy bezpieczeństwa, zawsze pod pełnymi żaglami. Marynarz, który miałby pecha wypaść w takim rejsie za burtę, nie miał co liczyć na ratunek ze strony swojej załogi. Czas był ważniejszy, niż życie ludzkie. Tym bardziej życie marynarza.  Średnio trasę z Szanghaju do Londynu pokonywano w około 95 – 100 dni, co na tamte czasy było prędkością iście rekordową. Żegluga przez rejon ryczących czterdziestek i konieczność mijania Hornu, wymagał od załóg kunsztu i doświadczenia. A zarazem, takie pływanie „na krawędzi” powodowało, że załogi i kapitanowie herbacianych kliprów mieli etykietę osób lekko szalonych, nierozważnych, brawurowych. Wyścigi trwały aż do 1878 roku, do czasu gdy na kanale sueskim rozwinęła się żegluga parowa. Parowce płynąc przez kanał skracały sobie drogę do Chin o kilka tysięcy mil, a co za tym idzie czas transportu herbaty jeszcze się skrócił, co spowodowało, że szybkość statku przestała mieć tak istotne znaczenie. Do Chin, pływały tzw. klipry angielskie, charakteryzujące się niewielkim zanurzeniem, by móc wpłynąć na rzekę Min i tam załadować towar.

Ale oprócz kliprów herbacianych, pływały słynne cytryniarze, a więc klipry wożące cytrusy, czy klipry wełniane, klipry które przewoziły świeże ryby z łowisk (robiły to szybciej niż statki połowowe), klipry pocztowe, przewożące pocztę, a nawet opiumowe, trudniące się dostarczaniem opium do Chin. A w zasadzie szmuglem opium.

Nasz marynarz z piosenki, wbrew temu co mówi polskie tłumaczenie, nie mógł pływać herbacianym kliprem. Choćby dlatego, że herbaciane klipry nie pływały z Liverpoolu do Kaliforni! W oryginale, marynarz zaciąga się na yankee clipper ship, czyli na amerykański kliper. Klipry amerykańskie były dużo większe od angielskich i kursowały miedzy Anglią a Stanami Zjednoczonymi, przewożąc pocztę, drobne ładunki i pasażerów. Postać srogiego kapitana Johna Burgess’a jest autentyczna. Rzeczywiście dowodził on jankeskim kliprem „David Crockett”, który pływał z Nowego Jorku do San Francisco. Jednakże w kwietniu 1874 roku „David Crockett” popłynął z ładunkiem pszenicy do Liverpoolu.  Coś musiało byś na rzeczy w przedstawionej w piosence charakterystyce kapitana Burgess’a; może naprawdę „David Crocket” pod komendą Burgess’a był „pływającym piekłem”, bo w tym rejsie załoga zbuntowała się i zeszła z pokładu, co opóźniło powrót o kilka dni. Być może właśnie wtedy, nasz marynarz zaciągnął się na statek. Zresztą, długo nie posłużył pod „starym Burgess’em”, bo w podróży powrotnej do San Fransisco, w czerwcu tego samego roku, w czasie sztormu niedaleko Rio de la Plata, Burgess wypadł za burtę i utonął, a dowodzenie statkiem przejął starszy oficer John Anderson. Sam „David Crockett” w 1890 roku został przerobiony na pływający magazyn węgla i zatonął niedaleko Nowego Jorku w 1899 roku, w czasie zimowego sztormu.

Żegnamy dziewczynę, bo wypływamy w długi rejs. Żegnamy erę żaglowców bo rok 1874, to już naprawdę ostatnie lata dominacji żaglowców na morzach. Żegnamy też kapitana Burgessa. Bo to jego ostatni rejs, o czym śpiewający marynarz pewnie jeszcze nie wie. I choć w tej pięknej pieśni, ukrytych jest tak wiele znaczeń, to dla mnie ona zawsze będzie się kojarzyła z rozpoczynaniem rejsu niż końcem przygody. Gdy czytacie ten tekst, ja pewnie już klaruję cumę rufową po podaniu na pokład, nucąc sobie „żegnaj nam, dostojny stary poooorcie…” czego i Wam jak najszybciej życzę.

Sail ho!

Pożegnanie Liverpoolu

sł. Krzysztof  Kuza, Jerzy Rogacki
mel. trad. “The Leaving of Liverpool”

Żegnaj nam dostojny, stary porcie.
Rzeko Mersey żegnaj nam!
Zaciągnąłem się na rejs do Kalifornii,
Byłem tam już niejeden raz.

A więc żegnaj mi, kochana ma.
Za chwilę wypłyniemy w długi rejs.
Ile miesięcy cię nie będę widział? Nie wiem sam,
Lecz pamiętać zawsze będę cię.

Zaciągnąłem się na herbaciany kliper.
Dobry statek, choć sławę ma złą,
A że kapitanem jest tam stary Burgess,
Pływającym piekłem wszyscy go zwą.

A więc żegnaj mi, kochana ma…

Z kapitanem tym płynę już nie pierwszy raz.
Znamy się od wielu, wielu lat.
Jeśliś dobrym żeglarzem – radę sobie dasz,
Jeśli nie – toś cholernie wpadł.

A więc żegnaj mi, kochana ma…

Żegnaj nam dostojny, stary porcie.
Rzeko Mersey żegnaj nam.
Wypływamy już na rejs do Kalifornii,
Gdy wrócimy – opowiemy wam.

A więc żegnaj mi, kochana ma…

_ _ _ _

Zdjęcia:

  1. John Stobart, “The DAVID CROCKETT Sailing from the East River“, obraz olejny  28′ x 40′.J. Russell Jinishian Gallery, Inc.
  2. Karta pokładowa klipra David Crockett.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *