Branka

W cyklu “Pieśni ludzi morza” staram się przybliżyć braci przygruntowej o co chodzi w tych szantach i pieśniach morskich i o czym oni (żeglarze) tak naprawdę śpiewają. Dziś proponuję posłuchać „Brankę”. Pieśń, nakłaniającą nas do refleksji o tym, jak to fajnie było służyć w marynarce wojennej.

Pieśń ta funkcjonuje pod tytułem Press Gang i może dziś zacznijmy od tytułu właśnie.

Cóż to jest ten Press gang?

Raczej należałoby zapytać, czym były press gangi. Press – z angielska branka – od impressment, a gang – no cóż – to słowo jest zrozumiałe. Okres wojen na morzu i potrzeba ochrony wyspy przed atakami Hiszpanów, Duńczyków, Francuzów czy Holendrów a także prowadzenie aktywnej polityki kolonialnej wymagało potężnej floty wojennej. Flota wymagała posiadania ludzi do jej obsługi, a tych brakowało. Stąd już za czasów królowej Elżbiety wydano ustawę nakazująca każdemu hrabstwu dostarczyć określona liczbę rekrutów do floty – choćby trzeba było opróżnić więzienia. I tak często czyniono. Wojna karmi się jednak ludźmi i każda kolejna potrzebowała nowych ofiar. Stąd tworzenie oddziałów łapaczy, którzy z ulicy, z tawerny czy z domu wyciągali mężczyzn zdolnych do służby na morzu. Te oddziały nazywały się press gangami choć zwyczajowo nazywano ich królewskimi psami, porywaczami czy łapaczami. Jeden z ówczesnych marynarzy brytyjskich tak pisze w swoim pamiętniku:

„byłem w takim strachu, że zostanę siłą wcielony do służby we flocie, iż bojaźliwie chodziłem po ulicach, a w nocy nie mogłem zasnąć. W domu był mój starszy o trzy lata brat, również marynarz. W izbach naszych przebywaliśmy jak w więzieniu, chociaż wiedzieliśmy, że nikt obcy nie ma dostępu do schodów. Wreszcie to życie więzienne tak nam dojadło, że z własnej woli zgłosiliśmy się jako ochotnicy na okręt wojenny, który wówczas był w porcie”.

W 1789 wybuchła Rewolucja Francuska, a w dwa lat później wojna z Anglią. Król Jerzy ogłosił brankę…

Pierwsze dwie zwrotki opowiadają o procesie rekrutacji. Nie zawsze było jak w piosence. Nieraz statek wojenny zatrzymywał w rejsie kuter rybacki i zabierał załogę. Nieraz do tawerny wpadała grupa królewskich psów i zabierała wszystkich marynarzy. Ze statków nie wolno było zabierać oficerów, cieśli, i kapitana. Należało zostawić paru ludzi do obsługi żagli. Ale mogło być tak jak w piosence. Że idący ulicą press gang wyłapywał tych co mu wpadli w oko. W kajdanach z bramy wywlekli mnie… autor nie pisze dokąd. Ale zwykle trafiało się na tender – pomocniczy okręt wojenny, gdzie zwerbowanych wrzucało się do ładowani a ładownię zamykano za pomocą przybijania desek. Gdy ładownia była pełna, tender odpływał do stojącego na redzie okrętu wojennego, który miał przyjąć rekruta.

Kolejne zwrotki opowiadają o życiu we flocie wojennej na pokładzie okrętu Jej Królewskiej Mości. Co ciekawe nie ma tu nic o bitwach i chwale, jest o bezwzględnej dyscyplinie i despotyzmie. Bardzo charakterystyczna i wymowna jest trzecia zwrotka. Jak o prawa upominać się na gretingu nauczyli mnie. Prawo – zawsze stało po stronie kapitanów, więc upominanie się o cokolwiek mogło skończyć się chłostą – jak w tej piosence. Bo ta nauka na gretingu to nic innego jak surowa kara chłosty zwana dartym orłem. Do ustawionego na pokładzie gretingu przywiązywano karanego, a w zasadzie rozciągano go na gretingu. Wokół wzywano całą wolną załogę. Z pokładu rufowego karę obserwowali oficerowie. Starszy oficer odczytywał rozkaz kapitana wymierzający karę chłosty i dwóch bosmanów zabierało się za jej egzekucję. Bito np. dziewięcioogonowym kotem, pejczem, który składał się z dziewięciu rzemieni opatrzonych na końcach kółeczkami lub haczykami. Najczęściej stosowano karę od 10 do 50 uderzeń… ale bywało że i 500. Bosman wykonujący karę, wiedział, że jeżeli ktoś z oficerów nabierze podejrzenia że bije za lekko, otrzyma tyle samo razów co skazany. Starano się, by jeden z bosmanów był leworęczny, drugi praworęczy – dzięki czemu co jakiś czas mogli się zmienić by odpocząć i mogli bić pod różnymi kątami… Karę wykonywano się wolno i dokładnie.

Darty orzeł to nie jedyna kara i nie jedyny przejaw sadyzmu i nadużywania władzy. Przeciąganie pod kilem, wieszanie na rei, toczenie beczki ze skazanym w środku, areszt, kary pieniężne. Czasem karę wykonywano się na szalupie podpływając do każdego okrętu eskadry, na oczach innych załóg. Bywało, że skazaniec umierał pod razami, ale szalupa płynęła dalej od okrętu do okrętu, a karę wykonywano dotąd aż opłynie wszystkie jednostki. To wszystko powodowało, że „nikt nie zliczy ile krwi i łez wsiąkło w pokład nim się skończył rejs”. A wszystko dla chwały Brytanii. God save the King! Marynarzu floty wojennej!

Brance podlegali ludzie wolni w wieku 18 – 55 lat. Odziałem (press gangiem) kierował szef łapacz – press master. Odziały werbowników w szczytowym okresie liczyły 3.000 ludzi służących na lądzie i 3.500 na tendrach – statkach które trudniły się branką na wodach przybrzeżnych. System wynagradzania press gangów też był interesujący. Press master otrzymywał 5 szylingów tygodniowo zapłaty i 1 szylinga za każdą przebytą milę oraz gratyfikację za każdego zatrzymanego. Tak było normalnie na lądzie. Ale zdarzało się, że okręt w walce stracił część ludzi. I gdy przypadkiem zawitał do jakiegoś portu, formował swój własny oddział werbunkowy, który zapuszczał się w portowe ulice w poszukiwaniu przyszłych marynarzy floty wojennej. Bywało, że chłopcy zaciągnięci przez press gang… sami stawali na drodze ludzi wolnych, by wcielić ich do floty. Każdy mógł stanowić łup floty wojennej!

W 1805 roku zwycięstwo Nelsona nad połączonymi flotami francuską i hiszpańską zapewniło Anglii na wiele lat panowanie na morzach. Do utrzymania przewagi na morzu niezbędna była duża flota, ale chwała zwycięstw i poprawiające się warunki służby u niektórych oficerów powodowały większy napływ ochotników. Nie bez powodu pewnie pozostawał fakt możliwości uczestniczenia zwykłego marynarza w systemie pryzowym, czyli otrzymania części wartości zdobytego statku, co po kilku latach służby na morzu (o ile się przeżyło) pomagało zgromadzić jakiś kapitał. W 1853 roku, Rogal Navy zdecydowała się więc na służbę zawodową, a instytucja branki, press gangów i press mastrów została już tylko w piosence.

Sail ho!

PRESS GANG

sł. Andrzej Mendygrał

W dół od rzeki, poprzez London Street

Psów królewskich oddział zwarty szedł.

Ojczyźnie trzeba dziś świeżej krwi,

Marynarzy floty wojennej.

A że byłem wtedy silny chłop,

W tłumie złowił mnie sierżanta wzrok.

W kajdanach z bramy wywlekli mnie –

Marynarza floty wojennej.

Jak o prawa upominać się

Na gretingu nauczyli mnie.

Niejeden krwią wtedy spłynął grzbiet

Marynarza floty wojennej.

Nikt nie zliczy ile krwi i łez

Wsiąkło w pokład, gdy się zaczął rejs,

Dla chwały twej, słodki kraju mój,

Marynarzy floty wojennej.

Hen, za rufą miły został dom.

Jesteś tylko parą silnych rąk.

Dowódca tu twoim bogiem jest,

Marynarzu floty wojennej.

Gdy łapaczy szyk formuje się,

W pierwszym rzędzie możesz ujrzeć mnie.

Kto stanie na mojej drodze dziś,

Łup stanowi floty wojennej!

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *